niedziela, 29 lipca 2012

Wyskoczmy tak sobie do....Londynu;) i w jego okolice....

Dość znana "kupa" kamieni;)
Marina
Fajne te olimpijskie kręgi...
Tower Bridge
Ramzes
;)
Przy okazji zahaczyłam i o inne fajne miejsca....hahahahahaha i odnowiłam przyjaźń z Ramzesem-kochany chłopak;). Pobiegałam, pozwiedzałam, zrobiłam zakupy....nie byłabym sobą gdybym nie zakupiła kilku moteczków....a,że była taka mała wyprzedaż...to kupiłam kilka samotnych coby się po sklepie nie poniewierały;).
Muszę przyznać ,że "Londek" jest bardzo przyjaznym miastem. Dobrze oznaczony,pełen fajnych miejsc, zabytków, parków, wiewiórek;)...Nastrój tego miasta -mimo,ze jest ono "bardzo zapędzone"jest pogodny i odprężający- przynajmniej jak dla mnie;).
Wpadłam, wypadłam...i jestem już znowu w domu z dziećmi i mężem...i moimi "projektami" dziewiarskimi....szkoda,że już w środę do pracy muszę iść....buuuuuuu. Jedyną pociechą jest to,że zrobiłam fajne zakupy...za bardzo fajne pieniądze....letnie wyprz są świetne;). Szczególnie gdy się nosi rozmiar większy niż 40;)- w każdym sklepie są większe rozmiary i z radością można oddać się zakupom.
 Dziękuje za odwiedziny Drogie Koleżanki . Pozdrawiam serdecznie i zabieram się za sprawdzanie co u Was;)...pa.

czwartek, 19 lipca 2012

wspominki...czyli jak to sie wszystko zaczęło;)

Dawno , dawno temu...kiedy byłam małą dziewczynką... Babcia moja Bronisława-krawcowa jakich mało- obecnie już Św. Pamięci nauczyła mnie robić łańcuszek...na gwoździu-jako,ze szydełko zaginęło w akcji;). Łańcuszek ten jak pamiętam wykonałam z włóczki moherowej w kolorze butelkowej zieleni. Włóczkę tę w dobie kryzysu ( lata 80-dziesiate) przywiozła Mama moja z Austrii....była miękka i piękna....zostały z niej zrobione sweterki, na maszynie dziewiarskiej;). Na resztkach ćwiczyłam zawzięcie;)....nieźle mi poszło. Tak nieźle ,ze do dnia dzisiejszego dziergam zawzięcie.
Robótki z włóczki porzuciłam na wiele lat na rzecz pięknych, cienkich ,białych nici. Delikatne koronki,cudne ażurki...przez wiele lat były moim hobby. Hektary obrusów, serwet...poszły w świat.....w czasach kiedy to nie było jeszcze dostępu do internetu...i aparatów cyfrowych;). Zachowały się oczywiście w ilościach hurtowych w domu rodzinnym oraz domach ciotek, pociotków i znajomych-jako,ze często stanowiły prezenty.Czasem je widuje....ale ostatnio jakoś nie wracam do tych "mgiełek"...pewnie dlatego,że oczy już nie te;). Oczywiście wykonuje okazjonalnie serwetki do koszyczków ze święconką;), ale nic poza tym.
 Po latach powróciłam do "moherków"...rośnie toto szybko....ma fajne kolorki...przydatne jest...jak kto lubi. Okręcić się można;)...przykryć , na głowinę naciągnąć. I wszystko jasne....od romantyzmu do pragmatyzmu;) hahahahahaha...o mamuniu co to się z człowiekiem na stare lata robi;).
 A oto kilka moich szydełkowych i drutowych chusteczek;)
większość także ma już nowy dom;).

wtorek, 17 lipca 2012

moje granny square...

Moje ukochane kocyki granny square..kolorki optymistyczne, niezastąpione jako prezenty, maksymalnie odprężające podczas szydełkowania;)

poniedziałek, 16 lipca 2012

Dominiki mało przydatny blog robótkowy: no i zaczynam;)


Czaiłam się i czaiłam ...aż przestałam i postanowiłam założyć bloga...coś pokazać , coś napisać....uwielbiam robótki ręczne, szczególnie szydełkowanie i buszuje po necie w poszukiwaniu inspiracji....zaglądam tu i tam...a to co widzę bardzo mi się podoba. Blogi innych "dziergaczek" są świetne nie wiem czy mi uda się kiedykolwiek stworzyć podobne dzieła.Mam jednak cichą nadzieję,że może któraś z moich prac zainspiruje kogoś...do czegoś;)