wtorek, 30 września 2014
poniedziałek, 22 września 2014
Pozytywny wpływ "wstrząsów";)
Że zmieniliśmy lokum- już wiadomo.
Lokum zmieniły także moje włóczkowe zapasy.
Mieszkały sobie one cichutko jak myszki pod miotłą- poupychane tu i tam. Nawarstwione jak łuski na cebuli;)
Nikomu nie wadziły...nawet nie miauknęły...nie niepokojone przeze mnie ani nawet przez mole;)
Nikt nie śmiał tknąć zębem ...ani czas ani mól;)
Do czasu!
W momencie przeprowadzki wszystko poddało się wstrząsowi, zmianom i ruchom...prawie tektonicznym;)
To co było bliżej powierzchni wpadło na łeb na szyję do worka.
I zgodnie z przypowieścią biblijną
"ostatni będą pierwszymi"...
najbardziej zakamuflowane,
motki ujrzały znowu światło dzienne;)
I te co o nich słuch zagną i te stare zleżałe...otrząsnęły się spuszyły...
i zalśniły nowym blaskiem i jakością!
No i się okazało, że chcą na druty i chcą na szydełko i chcą zaistnieć na maxa...teraz, natychmiast!!!!
W nowych konfiguracjach...zyskały nową jakość i nowy look...
No i mam stos zupełnie nowych włóczek i zupełnie nowych pomysłów na nie;)
A tak notabene...ileż to człowiek "chomikuje"...
W razie wojny chłodu i pomoru czy nudy
-jestem zabezpieczona ,że hej!
hahahahahaha
Pchają się jak oszalałe...normalnie nie wiem co mam z nimi począć....część już uwolniłam...
Różne przedpotopowe akryle i anilany szeleszczą mi do ucha"odleżałyśmy swoje"...dawaj nas na druty , dawaj...
do roboty babo bo mamy już dosyć;)
Tu fotki tych co wpadły mi w oko i w ręce...i idą na pierwszy ogień!
No i się rzuciłam jak szczerbata na suchara.
Pierwsze do raportu stanęły resztki...gromadzone latami;)
Ruszyła produkcja "ogryzków" na szeroka skalę...
Produkcja podkładek....
Ogryzki kocham i uwielbiam...robić i nosić...
Więc robię co mogę, ale rączki mam dwie zaledwie;)
Chusta...nie w moich kolorach;)
Ale w sumie nic jej nie brak...wszak sezon prezentowy czas zacząć...by do zimy zdążyć;)
No a dla ciekawych zalążek mojej pracowni;) hahahahah
W trakcie "klucia się"
Z tego okna widzę wszystko...i wszystkich;)...zbliżających się do mojego domostwa.
Zwie się więc " służbówką" niby ,że ja na posterunku...czyli na służbie;)
i "pacze" co się dzieje;)
Chyba zostałam zdegradowana z matki na konsjerżkę, ale trudno;) ktoś tu rękę na pulsie musi trzymać;)...
Przy tym biurku pisze do Was...i pozdrawiam serdecznie!
Dominika
niedziela, 14 września 2014
Powrót....
Dawno mnie tu nie było...blog zarósł pajęczyną i kurzem...
Ale już jestem!
Od ostatniego posta zmieniło się bardzo dużo w moim życiu.
Przede wszystkim zmieniłam miejsce zamieszkania a co za tym idzie dostawcę internetu hahahahah.
Na reszcie go mam więc powróciłam do żywych;)
W związku z radykalnymi zmianami jakie zachodziły i wciąż zachodzą u mnie nie mam specjalnie czym się pochwalić.
W sensie robótkowym oczywiście.
Tak więc donoszę uprzejmie, że stałam się właścicielka domostwa jednorodzinnego...swojego kawałka podłogi oraz kawałka gleby, ziemi, a co za tym idzie i swojego nieba, którym nie muszę się dzielić z nikim poza ptakami;)
Dom mój jest absolutnie piękny i idealny!
Jest urody przecudnej i gabarytu odpowiedniego dla rodziny z dziećmi nadpobudliwymi ruchowo;)
Dom wygląda tak...jest nico nieśmiały więc ukrył się za milinem,i kokietuje z za krzaka;)
Jest doskonały w każdym calu.
Znalazło się w nim nawet miejsce dla mnie i moich działań na polu rękodzielniczym!
Jestem szczęśliwa!
Nie dlatego bynajmniej, że uprzednio byłam bezdomną;)
Nie oczywiście, że nie....ale ostatnie 10 lat spędziłam, żyjąc w mrowisku ludzkim -blokowiskiem zwanym, które choć niewątpliwie posiadało zalety- ograniczające było.
Nie widać tam było gwiazd ani wschodów słonka z racji dużego zagęszczenia i oświetlenia sporego;)
Teraz rozkoszuje się widokiem z okna ....wschody i zachody słońca...nocne rozgwieżdżone niebo...odpoczywam...raduje się moja dusza...koją nerwy.
Robókowo miałam mega zastój...z racji przeprowadzki i remontu.
Wiadomo jak jest.
Udało mi się skończyć szarą chustę...bardzo prostą w formie i treści;)...
Zimno nadciąga a ja zapragnęłam mieć szara chustę...zwykłą prostą...żadnego różu, żadnych krzyczących kolorów...jak mglisty i dżdżysty poranek...
Oczywiście jakieś podkładeczki wydziergałam...pierdółki małe i śliczne;) Nic nie znaczące czasoumilacze;)
Nie zaniedbałam dekupażowania mojego...
i pudełeczko na herbatę sobie przygotowałam;)
Także bardzo proste...
Siedzę sobie w swoim pokoiku...piszę tego posta jako człowiek na wskroś szczęśliwy obok pochrapuje najszczęśliwszy pod słońcem pies a nawet suczka;)
Nie widzę przystanku autobusowego, ani wejścia do marketu spożywczego...
za to oczy moje błądzą po ściernisku i ogrodach przygotowujących się do jesieni...
niebo, przestrzeń...
aż chce się żyć!
Zaczęłam nowy etap..
Poprzedni był też dobry...muszę oddać sprawiedliwość "blokowiskom"...dla matki z małymi dziećmi bliskość wygód cywilizacyjnych- sklepów, przychodni, zakładów usługowych była nieoceniona...
Odśnieżone chodniki i łatwy dostęp do wszystkiego- super ekstra klasa.
Dużo ludzi dawało poczucie bezpieczeństwa...i przynależności...np. do "mafii wózkowej";)... lub "mam piaskownicowych";) nawet do "psich spacerowiczów";), którzy o poranku niezależnie od pogody snuja się z pupilami po osiedlu;)
Człowiek nie jest sam...słyszy oddech sąsiada za ścianą...
czasami..niestety słyszy;)
Fajnie było, ale dość już tego...
Teraz jestem tu!
I kocham jak w nocy mruga do mnie Wielki Wóz...
Mały Wóz...
i uśmiecha się Gwiazda Polarna!
A któregoś dnia wyłonił się balon...z "kupki" nieszczęścia...
zmężniał, spęczniał...i uniósł się...i odleciał jakby nigdy nic....
I pozwoliłam mu wlecieć na moje niebo...
No i jak ja mam w takich warunkach dziergać?
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich moich Przyjaciół i Znajomych oraz Obserwatorów!
Już jestem...
Dominika
Subskrybuj:
Posty (Atom)