wtorek, 30 września 2014

Ogryzki i gumiaki....




"Ogryzki" się robią....














W kolorach ogryzkowo- jesiennych...nie moich;)

Ale nie brzydkie są...i ciepłe...i nawet z niezłych materiałów powstają...

hmmm...

Niedługo zaatakuje czerwienie;)



W tak zwanym międzyczasie popadłam w lekka kałabanię;)



Dziecko me... Agatką zwane -przecudnej urody oraz niezgorszego charakterku molestowała mnie o gumiaki;)

Znaczy zestaw gumeczek do plecenia byle czego...znaczy bransoletek najwyższego gumiakowatego lotu;)

Podobno wszyscy, ale to absolutnie wszyscy plotą...

W to nie wątpiłam, ale żeby zaraz gumki....

;)



Z okazji Dnia Chłopaka...

każda okazja jest dobra....

 zakupiłam zestawik niewielki...gumeczek z akcesoriami...

Dziecko zagłębiło się w instrukcji...



Instrukcja okazała się być w języku obcym;)

 

Dziecko zniechęciło się po 5 min...

ale bransoletek nie chciało odpuścić...

Wyszło z założenia,że skoro to się da robić rękoma...

skoro w zestawie jest cos co jest szydełkiem...

To matka da radę...niby racja...no bo jak nie matka to kto niby?

 

Instrukcja w języku obcym...nic to... nie znam języka...ale jest też w języku obrazkowym-

BINGO!

 

 

 

Matka ten język zna i rozumie;)

 

Się wzięła  dorwała ...


I teraz plecie trzy po trzy...albo dwie po dwie...


Plecenie gumek wciąga!!!!!










No i siedzę wieczorowa porą...oplatam jakieś banialuki...patrzę,czy się krzyżują...itd...itd...



Jutro kupię więcej gumek...


 


Koniecznie...



Dobrej nocy...





poniedziałek, 22 września 2014

Pozytywny wpływ "wstrząsów";)

 

 

 

 

Że zmieniliśmy lokum- już wiadomo.

 

 

 

 

Lokum zmieniły także moje włóczkowe zapasy.

 

Mieszkały sobie one cichutko jak myszki pod miotłą- poupychane tu i tam. Nawarstwione jak łuski na cebuli;)

Nikomu nie wadziły...nawet nie miauknęły...nie niepokojone przeze mnie ani nawet przez mole;)

Nikt nie śmiał tknąć zębem ...ani czas ani mól;)

 

 

 

Do czasu!

 

 

 

W momencie przeprowadzki wszystko poddało się wstrząsowi, zmianom i ruchom...prawie tektonicznym;)

  To co było bliżej powierzchni wpadło na łeb na szyję do worka.

 I zgodnie z przypowieścią biblijną 

"ostatni będą pierwszymi"...

 najbardziej zakamuflowane, 

motki ujrzały znowu światło dzienne;)

I te co o nich słuch zagną i te stare zleżałe...otrząsnęły się spuszyły...

i zalśniły nowym blaskiem i jakością!


No i się okazało, że chcą na druty i chcą na szydełko i chcą zaistnieć na maxa...teraz, natychmiast!!!!

 

W nowych konfiguracjach...zyskały nową jakość i nowy look...

No i mam stos zupełnie nowych włóczek i  zupełnie nowych pomysłów na nie;)

 

 

 

A tak notabene...ileż to człowiek "chomikuje"...

 W razie wojny chłodu i pomoru czy nudy

-jestem zabezpieczona ,że hej!

 

 

hahahahahaha







Pchają się jak oszalałe...normalnie nie wiem co mam z nimi począć....część już uwolniłam...

Różne przedpotopowe akryle i anilany szeleszczą mi do ucha"odleżałyśmy swoje"...dawaj nas na druty , dawaj...

do roboty babo bo mamy już dosyć;)

 

 

Tu fotki tych co wpadły mi w oko i w ręce...i idą na pierwszy ogień!

 

 






 



No i się rzuciłam jak szczerbata na suchara. 

Pierwsze do raportu stanęły resztki...gromadzone latami;)

  Ruszyła produkcja "ogryzków" na szeroka skalę...

 

 

 Produkcja podkładek....


 



Ogryzki kocham i uwielbiam...robić i nosić...

Więc robię co mogę, ale rączki mam dwie zaledwie;)



Chusta...nie w moich kolorach;)

Ale w sumie nic jej nie brak...wszak sezon prezentowy czas zacząć...by do zimy zdążyć;)



 No a dla ciekawych zalążek mojej pracowni;) hahahahah






W trakcie "klucia się"


Z tego okna widzę wszystko...i wszystkich;)...zbliżających się do mojego domostwa.

 Zwie się więc " służbówką" niby ,że ja na posterunku...czyli na służbie;)

i "pacze" co się dzieje;)


 Chyba zostałam zdegradowana z matki na konsjerżkę, ale trudno;) ktoś tu rękę na pulsie musi trzymać;)...




Przy tym biurku pisze do Was...i pozdrawiam serdecznie!


Dominika

niedziela, 14 września 2014

Powrót....

Dawno mnie tu nie było...blog zarósł pajęczyną i kurzem...

Ale już jestem!

Od ostatniego posta zmieniło się bardzo dużo w moim życiu.

Przede wszystkim zmieniłam miejsce zamieszkania a co za tym idzie dostawcę internetu hahahahah. 

Na reszcie go mam więc powróciłam do żywych;)

W związku z radykalnymi zmianami jakie zachodziły i wciąż zachodzą u mnie nie mam specjalnie czym się pochwalić. 

W sensie robótkowym oczywiście. 

Tak więc donoszę uprzejmie, że stałam się właścicielka domostwa jednorodzinnego...swojego kawałka podłogi oraz kawałka gleby, ziemi, a co za tym idzie i swojego nieba, którym nie muszę się dzielić z nikim poza ptakami;)

 Dom mój jest absolutnie piękny i idealny!

Jest urody przecudnej i gabarytu odpowiedniego dla rodziny z dziećmi nadpobudliwymi ruchowo;)















Dom wygląda tak...jest nico nieśmiały więc ukrył się za milinem,i kokietuje z za krzaka;)

Jest doskonały w każdym calu.

 Znalazło się w nim nawet miejsce dla mnie i moich działań na polu rękodzielniczym!

Jestem szczęśliwa!

Nie dlatego bynajmniej, że uprzednio byłam bezdomną;)

Nie oczywiście, że nie....ale ostatnie 10 lat spędziłam, żyjąc w mrowisku ludzkim -blokowiskiem zwanym, które choć niewątpliwie posiadało zalety- ograniczające było.

Nie widać tam było gwiazd ani wschodów słonka z racji dużego zagęszczenia i oświetlenia sporego;)

Teraz rozkoszuje się widokiem z okna ....wschody i zachody słońca...nocne rozgwieżdżone niebo...odpoczywam...raduje się moja dusza...koją nerwy.

Robókowo miałam mega zastój...z racji przeprowadzki i remontu. 

Wiadomo jak jest.

Udało mi się skończyć szarą chustę...bardzo prostą w formie i treści;)...

Zimno nadciąga a ja zapragnęłam mieć szara chustę...zwykłą prostą...żadnego różu, żadnych krzyczących kolorów...jak mglisty i dżdżysty poranek...


Oczywiście jakieś podkładeczki wydziergałam...pierdółki małe i śliczne;) Nic nie znaczące czasoumilacze;)

Nie zaniedbałam dekupażowania mojego...

i pudełeczko na herbatę sobie przygotowałam;)



Także bardzo proste...

 

Siedzę sobie w swoim pokoiku...piszę tego posta jako człowiek na wskroś szczęśliwy obok  pochrapuje najszczęśliwszy pod słońcem pies a nawet suczka;)

Nie widzę przystanku autobusowego, ani wejścia do marketu spożywczego...

za to oczy moje błądzą po ściernisku i ogrodach przygotowujących się do jesieni...

niebo, przestrzeń...

aż chce się żyć!

Zaczęłam nowy etap..

Poprzedni był też dobry...muszę oddać sprawiedliwość "blokowiskom"...dla matki z małymi dziećmi bliskość wygód cywilizacyjnych- sklepów, przychodni, zakładów usługowych była nieoceniona...

Odśnieżone chodniki i łatwy dostęp do wszystkiego- super ekstra klasa.

Dużo ludzi dawało poczucie bezpieczeństwa...i przynależności...np. do "mafii wózkowej";)... lub "mam piaskownicowych";) nawet do "psich spacerowiczów";), którzy o poranku niezależnie od pogody snuja się z pupilami po osiedlu;)

Człowiek nie jest sam...słyszy oddech sąsiada za ścianą...

czasami..niestety słyszy;)

Fajnie było, ale dość już tego...

 

 

 

 Teraz jestem tu!

I kocham jak w nocy mruga do mnie Wielki Wóz...

Mały Wóz...

i uśmiecha się Gwiazda Polarna!

 

 

 A któregoś dnia wyłonił się balon...z "kupki" nieszczęścia...

zmężniał, spęczniał...i uniósł się...i odleciał jakby nigdy nic....


 

I pozwoliłam mu wlecieć na moje niebo...

No i jak ja mam w takich warunkach dziergać?



Pozdrawiam serdecznie Wszystkich moich Przyjaciół i Znajomych oraz Obserwatorów!

 Już jestem...

 

 

Dominika