poniedziałek, 11 maja 2015

....szafirowy koc...i historyja przerażająca;)






Opowiem Wam dziś historię, która zmroziła mi wczoraj krew w żyłach...

Jest majowa niedziela...tu jakieś wybory a tam jakieś "odpusty"...

Wieczorowa szarówką mąż mój umiłowany- porywa mię aby mnie wykorzystać...niecnie!

Nie- nie to co myślicie bynajmniej...świntuchy;)

Porywa mię...bo z racji niesprzyjającej aury...rowery męża i dzieci po niedzielnej wycieczce pozostały u babci...

Nic nie zwiastuje, tego czego nawet nie możemy się domyślać...

Nic nie zakłóca miękkości wieczoru...otulającej nas zewsząd...

Z samochodu wyjmujemy dziecięcy fotelik.

Spod fotelika wypada...

KRAKERS!

Prosto na zjazd do garażu, wyłożony kostką. 

Bieleje na nim - jak znak!

Postanawiamy go tam zostawić..

Wszak może chcieć go skubnąć ptaszyna np jakowaś....

Brama z delikatnym szumem otwiera się i odjeżdżamy w tę 

noc majową...

granatową...

podbita purpurą zachodu słońca...

Pominę szczegóły trasy i załadunku 3 rowerów do osobówki;)

Wracamy.

Milczymy rozkoszując się ciszą w aucie...wszak jesteśmy przez chwilę sami...załadowane z tyłu rowery także milczą...magiczna chwila.

Brniemy przez kałuże...pozostawiając za sobą pełgające promienie zachodu...jedziemy w noc czarną...

Dojechaliśmy!

Znajomy spokojny szelest bramy...i nagle...

 

 

 

BUM...jasność zalewa podjazd!

 

 

 

 

Bum...jasność zalewa schody!

 

 

No i dobra tak ma być..nie na darmo mam męża elektryka;)

W powodzi światła ukazuje nam się widok zgoła porażający...

Krwiożercza bestia...z zapałem pałaszuje krakersa...i nie jest ptakiem, ani myszą...ani nawet kotem sąsiada...

Metodycznie wciąga...pochłania i mamle...biedne samotne jasne ciastko na podjeździe...

Ta bestia nie zwraca na nas żadnej nawet najmniejszej uwagi...

Po prostu zgroza...naszego krakersa zajada najspokojniej w świecie-

 ślimak!

Już im nie wystarcza sałata, petunie...ba nawet aksamitki...dziś krakers...jutro MY!!!

Musimy się chronić przed ślimacza zarazą...

krakersów im się zachciewa...koszmar i obłęd jakiś;)

 

 

 








O te emocje, ale już je zostawmy...

 

 

Chciała bym tylko nadmienić, że żaden ślimak nie ucierpiał w trakcie robienia tej fotki...ani później;)

<3

Bohaterem dzisiejszego posta jest bowiem nie kto inny tylko kocyk mój szafirek;)

Nareszcie ukończony!!!

 

 

 

   A o to i spam kocykowy...























































 






W roli Julii na balkonie - ja... w roli fotografa- Dziecię me nr 1

Na koniec zdjęcie...nieszczególne...aczkolwiek okraszone przez Dziecko hasłem...

 

Mama jesteś jak Batman...

Więc zamieszczam...choć wyglądam jak "przez okno";)




Poza kocykiem chciałam Wam pokazać jak hoduje to i owo...i że mi naprawdę rośnie;)...w rękach;)

 

 

Moje kompozycje balkonowe;)











Oraz kwiatki czekające na przesadzenie do ogrodu;)

 

Mam ich więcej...ale jak to wygląda Wszyscy wiedzą...więc szkoda przedłużać;)








Dziękuję za uwagę...

Miłego wieczoru życzę Wszystkim...

Witam nowych Obserwatorów!