czwartek, 14 kwietnia 2016

Kwietna łąka...kocyk z "japońskich kwiatków"







Miałam wenę i chęć do pracy....miałam włóczkę i szydełko...

Dwie ręce też...

To i udziergałam....

Znalazłam inspiracje w necie...

 

 Schemacik tez znalazłam...

Przez długi czas dojrzewał we mnie...mój kocyk kwiatowy;)

 

 

 

No i jest!

 

 

Nareszcie;)

 

 

Trochę spamu zdjęciowo- kocykowego dla Tych co na FB nie śledzą moich poczynań;)






Nadwornym fotografem był jak zwykle Syn Mój jedyny i umiłowany;) 

Znaczy dziecko nr 1

Zapytał mnie czy on tę prace musi wykonywać tylko "za miłość"? 

Odparłam bezlitośnie, że tak...;)

Postarał się mimo to;)

Pozdrawiam wiosennie i kolorowo

Dominika

czwartek, 7 kwietnia 2016

Zbyt dużo myśli...zbyt mało snu...

















Ci co mnie znają -znają także mój wieloletni problem...

nie-problem.


Bezsenność



Od ciąży z Dzieckiem nr 1 czyli od 2004 roku cierpię na bezsenność.


Przybierała ona  przez lata rożną formę.


Cierpienie...no cóż nie jest do końca odpowiednim określeniem.


Znaczy cierpię-  niekiedy. Częściej jest to dyskomfort. 

A generalnie da się przeżyć...jak widać nie śpię, a żyję;)


Doprawdy nadzwyczajne;)



Zazwyczaj moje okresy niespania trwają mniej więcej 3 miesiące, kiedy to przesypiam ok 3 godzin na dobę.

Potem przychodzi tydzień...max półtora względnej senności -czyli...

padam na "buzię"...i bywa, że śpię od 21...do rana czyli do 5 ... 

I od początku w koło Wojtek;)



Gdy byłam młoda...moja tolerancja była zdecydowanie większa. Tolerancja na brak snu, albo na długość okresów aktywności;)

Zależy jak na to spojrzymy;)


Z czasem stała się dobra...potem...dość dobra...znośna.


Aż doszłam do ściany...więcej nie dam rady - pomyślałam!

 

Wiele nawarstwiających się problemów, stresów, obowiązków...wieczny brak czasu i gonitwa.


Np. rosnące wraz z Pociechami generującymi wiele atrakcji stresujących oraz kilka innych czynników.


To wszystko doprowadziło do tego, że mój sen "skurczył się" prawie do zera....czyli godzinki złapanej tu albo tam, nie zawsze w nocy.

Albo upojnej pół godzinki pomiędzy 4.30 a 5 rano...

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Stwierdziłam...co z reszta sugerowało mi "społeczeństwo", że jestem okropna...wredna i humorzasta...


Diagnoza własna i otoczenia- ewidentny brak snu.

Regeneracji, relaxu i wypoczynku.

 

 

Ponieważ nigdy nie traktowałam swojej bezsenności jakoś "chorobowo" nic z nią nie robiłam.


Za to robiłam w tym czasie gdy nie spałam;)










Czytanie, szydełkowanie...czas dla siebie.

Buszowanie w necie...rozmowy z Bliskimi- dalekimi;)


Szukanie inspiracji...informacji...dokształcanie się, rozwijanie zainteresowań...

To był mój czas!



Gdy cały dom śpi...

Wszyscy "zaopiekowani"...bezpieczni, "pod kontrolą"


Mama zaczyna wreszcie żyć...

No...może poza tym...jeszcze jedno pranie, jakieś naczynia...coś tam...hahhahah



I teraz tak się zastanawiam czy to bezsenność wygenerowała ten model mojego życia, czy mój model wygenerował moją bezsenność?;)


W czasach gdy matka nie ma czasu na nic...pracuje zawodowo, biega na 15 wywiadówkę do szkoły, pomimo dzienników elektronicznych;)...sms-ów od wychowawcy...ma milion spotkań organizacyjnych...organizujących to i owo;)

Ma 2 miliony "zajęć" dodatkowych...czyli wieziemy na angielski;) taniec...co tak kto uważa;)

Musi ładnie wyglądać, być fit...być sexi...być asertywna, szczęśliwa, stawać w obronie, wspierać, być na "topie"...modna, bywała...radosna...

Mieć zainteresowania.


Kiedy ja się pytam?;)


No i sobie załatwiamy bezsenność...żeby zdążyć...


Ja sobie załatwiłam...chyba...

 

Normalnie..normalnie w sensie jak na mnie to być równie aktywną o 2.30 w nocy jak o 12.25 w dzień... 

Budzenie się na najlżejszy szmer pochodzący od dzieci...

Spanie...krótkie z jednym otwartym okiem.


Kontrolowanie wszystkiego...bycie na baczności.



Ostatnio - co widać po moich wpisach....byłam... jestem...rozstrojona, smutna, zmęczona.



Postanowiłam coś z tym zrobić...


I to jak to ja...z grubej rury...szybko i na temat.


Poszłam do doktora...skoro jestem bardzo chora;)

Dostałam tabsy na sen;)




No i od 3 dni...

jestem zombie...


Czyli tabsy odcinają mi mózg ok pół godziny po zażyciu.


Wrażenie jest takie...bardzo moje i subiektywne;)


Nie czuje się wyspana...

Nic nie czuję.


No, może nie czuję zmęczenia niespaniem;)



Mam jakieś poczucie straty, kiedy to przez te kilka godzin...

oderwana od rzeczywistości...teoretycznie wypoczywam.


Nic nie czuję, nic nie ma...jestem sama w wielkiej czarnej pustce.

Nic mi się nie śni.

Być może to dopiero początek...i mój organizm się adaptuje, ale...

Nie wiem co lepsze?

Pogadać z przyjacielem w nocy czy być odrętwiałą czarną otchłanią? 


Bez duszy...

Ciałem...jedynie...



Czyli standard...babie nie dogodzi...śpi-źle...nie śpi...jeszcze gorzej.

Zdecydować się nie może...czy lepsze spanie czy niespanie. 

Czy ważny jest czas dla siebie czy sen...sztuczny...plastikowy?

 

Jednym słowem...na chwile obecną...nie pomaga;)

 

hahhaha

 

 

Jakby kogoś to interesowało... pochyle się nad tym...jeszcze przez kilka dni;)




Dobrej nocy życzę Wszystkim!



Dominika