niedziela, 10 września 2017

Czas...ucieka...i na da się go zatrzymać...





No i znowu minęły miesiące odkąd pisałam na blogu...



Dzierganie w miejscach publicznych się odbyło.


Było ekstra super i miło do tego.


Dzięki lokalnej prasie 

wieści rozeszły się nawet dalej niż info z FB

i  przybyli dziergający z okolic bliższych i dalszych!

 W Kawiarni ulubionej " Mazagran"...przy kawie...i paplaniu...było cudnie!


Same zdolne Dziewczyny!!!


Nowe znajomości!














No i teraz mam nowe Koleżanki...

Dziewiarki...

Autorki Książek...

 Malarki...

Poetki...


Cudowne jest to, że poznałyśmy się

 przez naszą wspólna pasję jaką jest dzierganie.

Mamy tych pasji wszystkie bardzo wiele.


Tyle "energii" w jednym miejscu, 

że też Mazagran się ostał...

a nie spłonął;)

 z nadmiaru...

zadziwiające ;)

Dziękuje Kobietki było SUPER!


Widzimy się znowu, niebawem.

Wszak idzie jesień...a ona sprzyja ...spotkaniom przy kawie i cieście...
Szydełkowaniu, robieniu na drutach, darciu pierza...

byciu razem...w dobrej atmosferze.







#


Oczywiście u mnie jak zwykle "akcja leci"...

Angażuję się w coś i jeszcze w coś innego...

i jeszcze zahaczę to tu to tam ...bo bym chciała.


A jak nie mam już siły to wchodzę w coś na maxa. 

Tak niby dla relaksu...

oczywiście wszystko jak się okazuje w skali makro.

 hahhahahahha


Dobrze, że już jesień idzie bo ja ciągle gdzieś biegnę, 

gonię za czymś...


Wieczory jesienne mają swoją  magię.

Magię mgieł...

Magię dymu z ogniska...

Zapachu ziemi wilgotnej zmęczonej i opadłych liści...

Kolorów sobie tylko właściwych...

Zachwycających, złamanych...czasem zszarzałych lekko...


Dla tych momentów własnie - zwalniam.

Zatrzymuję się...ładuję bateryjki...pozytywnie.


Jesień nie wybucha nie tryska...

Nie męczy kolorami i słońcem, nie epatuje błękitem nieba.

 Jest idealna...


Na spacery, na myślenie, marzenia...

Wdychanie ...spokoju...


Oczywiście ciągle dziergam...






























Kupuje też czasem...coś pięknego jesiennego...




 np. takie cudne motki od "Zapachu Trzciny"...



Dzieje się...wciąż...i wciąż...dobrze, że już idzie jesień...

moja ukochana pora roku...


Potrzebuje odpoczynku ;)
















Choć lato było piękne tego roku ;)




Blog to rodzaj pamiętnika...


Opuściłam się mój pamiętniczku masakrycznie ;)


Czas minął...


Czy wrócę do pewnych wspomnień???


Może...

Może w ciemne , ciche wieczory zechcę się przy nich ogrzać...


Zobaczymy


Pozdrawiam serdecznie


Dominika

wtorek, 30 maja 2017

Dzierganie w miejscach publicznych!





Zapraszam Wszystkich...

szczególnie tych co na FB nie zaglądają ;)


Dnia 10 czerwca 2017 r. organizuję spotkanie robótkowe w 


ramach Światowego Dnia dziergania


w miejscach publicznych!









Spotykamy się w Kawiarni Mazagran przy ul. Pereca 16 w 

Zamościu


(obok Synagogi)



O godzinie 14.00 czasu lokalnego;)




Zabieramy robótki i dobry humor!




Pozdrawiam Dominika

wtorek, 2 maja 2017

Nowy etap w życiu...i maj;)


Człowiek żyje...rośnie, rozwija się...potem się starzeje...i 

umiera;)


Takie jest życie.



Wiedzą to wszyscy...aczkolwiek nie wszyscy chcą poddać się 

temu normalnemu stanowi spraw i rzeczy.

Walczą jak szaleni...o sprawność i młody wygląd, czasem 

szkodząc sobie bardziej niż bardzo.

Jestem jak najbardziej "za" jeśli robi się to z głową. 

Przeraza mnie czasem jednak ten pęd.

Zawsze uważałam, że człowiek powinien starzeć się z godnością.

Starać się wnosić coś do społeczeństwa...choćby pogodę ducha.


A nie tylko gonić, za uciekającą młodością,

inne okresy życia także są piękne, wartościowe i potrzebne.




Nie znaczy to, że powinien czekać, aż umrze nic nie robiąc dla

siebie.

Wygląd jest bardzo ważny. 

Szczególnie w dzisiejszych czasach.


Jest wiele tricków i "oszustw" dla poprawienia urody i wyglądu, bez inwazyjnych...naturalnych, zdrowych!


Dobrze być w tej kwestii kobietą :)


Bo kobietom w tych sprawach...wolno więcej, 

kobiety chcą więcej...potrafią to zrobić...lepiej;)


(od facetów)

Ale wszystko z umiarem.

hahhahah




No i teraz o etapie w jaki ja weszłam.


I co najfajniejsze poczułam, że weszłam, 

jestem i świetnie się na nim czuję!


         


No a jaki to etap?


Etap..."dobrze wyglądasz jak na swój wiek".

hahhahahahhahahhahah


Nigdy nie wstydziłam się swojego wieku.

Bo on nie zależy ode mnie.

Nie zamierzałam go nigdy zafałszowywać...nawet krygując się, 

ze kobiet się o wiek nie pyta;)


Skończyłam w tym roku 43 lata.


Wyglądam jak wyglądam.


 Podobam się sobie o wiele bardziej niż gdy miałam lat 20.


Że weszłam już w ten etap...dowiedziałam się od ludzi,

 którzy co jakiś czas stwierdzają autorytatywnie:



To ile Ty masz lat? 43?...nieźle się trzymasz jak na 

swój wiek.


Nie wyglądasz na swój wiek.


Czasem jest to przyjemne a czasem wręcz okropne, zależy jak i kto to mówi;)


Ale chyba najmilsze było stwierdzenie mojej 

Przyjaciółki...bardzo młodej...



"Chciała bym tak wyglądać jak będę w Twoim 

wieku"


To było coś! 


Super być nic nie znaczącą osobą, 

która nie musi katować się od bladego świtu niczym, 

tylko dlatego, że TV dodaje kg...

albo zmarszczek...

na ekranie...

że właściwie nikogo nie obchodzi czy przytyłam 7 kg 

od grudnia...i zgubiłam 4 przez miesiąc;) 

i wyglądam okropnie, albo jak chora

bo mi się policzki zapadły;)

Być sobie człowiekiem, którego 

lubią przytulić przyjaciele.

Uśmiechać się od ucha do ucha...bo wciąż mam zęby...


i generować zmarszczki mimiczne;)


 Nie mulić imprezy bo nie pije piwa, albo nie zjem

 pizzy...bo o matkoboskoutyję;)

Albo nie daj Bóg nie jestem fit!


hahhahahah


Zabawnie jest wiedzieć, że się jest na kolejnym etapie 

życia...akceptować to...cieszyć tym co on ze sobą niesie.






Takie sobie rozważana przy Święcie 

Majowym...Święcie Flagi;)



No, ale że naprzynudzałam...maxymalnie;)



Teraz maksymalnie przecudnej urody zdjęcia mojego kocyka;)


Który to powstał z potrzeby koloru.


Wiecie, że koloru potrzebuję codziennie...


Bez koloru więdnę jak kwiatek w ciemnościach.


Maj w tym roku jakoś się słabo rozkręca...jak kwiecień 

 zupełnie;)


No, ale jest więc nie marudzę;)


Kocyk udziergałam w kwietniu, ale z braku aury...


jakoś nie miałam sumienia go targać na deszcz i zimno;)


I ponurość, która mu kolory chciała wyssać.


Dziś słonko...i wolne...więc za pomocą fotoaparata

 pyknęłam mu kilka fotek..

.
Uważam, że fotogeniczny jest nad wyraz;)


hahahhaha






Z moimi tulipanami co pasują -uważam idealnie;)




Pozował z cierpliwością godną lepszej sprawy;)





Pod choinką;)





Na płocie;)






I zbliżenie;)




W towarzystwie poduszkowców;)




I na kanapie...


Lózowy jest 


Mój Ci on jest


Kocham go




Pozdrawiam majowo i ciepło!


Dominika


sobota, 21 stycznia 2017

Fajny ten styczeń





Śniegu napadało, wszędzie biało. 


Trochę zimno, ale klimat taki więc...jest ekstra!



Cudnie jest ...różowe poranki...mroźne...





















Piękne zachody słońca...








Koleżanki sarny buszują nieopodal...









No i jest teraz pora na kwiaty...

Żeby w lecie mieć ukwiecony balkon,

















tak jak lubię...


zimową porą gdy wszystko jest białe i uśpione pod śniegiem, 

ogrodniczka przygotowuje ziemię...nasiona...i sieje.














Jeśli zatroszczy się o nie teraz...w lecie odpłacą pięknymi 

kolorami. 



I znowu miło będzie usiąść...wśród kwiatów...a nawet usłyszeć...


"Ale masz Domi piękne hiacynty!!!"


 Hiacynty????


W sierpniu???

Nic to -piękne będą moje "hiacynty";)

hahhahahhahaha





Posiane...podlane, umieszczone na jasnym oknie w 

ciepłej sypialni,

 wyrosną mam nadzieję, na piękne rośliny!





Teraz koloruje sobie świat robótkami...




Bardzo jestem dumna z mojej chusty drutowej.


Nie jestem ja miszczem drutów, ale chciałam...

bardzo chciałam zrobić taka mgiełkę...

z wełny estońskiej...

ażurową i śliczną...














No i mam...

Jestem super zadowolona...z siebie;)



I tak działam...


Oglądam...


np. "Powidoki" Wajdy...


Wzruszam się...


Cieszę...


Płacze czasem cicho...żeby nikt nie wiedział, że jestem 

mazgajem;)




Pozdrawiam ciepło


Dominika


wtorek, 27 grudnia 2016

Po świętach;)




Jak co roku wierna rodzinnym zabobonom nie szydełkowałam w 

Wigilię.


Bo to się "rozum zaplątuje";)



Zaplątać nie chciałam więc 

kocyk bliźniak zrobiłam w wigilię Wigilii.

Nie obyło się bez dreszczu stresu i emocji, gdyż kończyłam 

kocyk ze strachem w oczach...


Miał być idealnym bliźniakiem poprzedniego.



Ale kurcze nie wyszło do końca.


Poprzedni wykończony jest 8 rzędami i łukami.



Ten rzutem na taśmę...tylko 7 rzędami i łukami.



Tak cyrklowałam "na oko"bo leniwa jestem, że bez rzędu 8

 zostało mi 2 m nitki....

Albo mam streeta, albo "kokony" różnią się nieco 

długością nitki.


Historia zna takie przypadki.

No więc młodszy bliźniak poza kolorystyką , różni się o 1 rząd 


czekoladowej "obróbki".



Cóż nie można mieć wszystkiego ;)



Może to bliźniaki dwujajowe;)???  Któż to wie;)



Kocyk ukończyłam więc 23.12...w godzinach nocnych...

ale nitki poodcinałam w Wigilię


I dopiero mogłam iść spać...snem sprawiedliwego;)


najedzona pierogami z kapustą...prawie wyłącznie gdyż mam 

takie uzależnienie świąteczno -pierogowe;)

























I dwa bliźniaki;)


Kocuś mój wygląda tak !

 Tadam!

W przeciwieństwie do bliźniaka 

starszego nie epatuje

 różem i pomarańczem neonowym, nawet 

nie zielenią neonową...

Bardziej męski jest;)

Chyba;) hahhaha


Jak już kocyk ukończyłam 

to się okazało, że nastawała w moim życiorysie

 jakaś wyrwa straszna...pustka niemiłosierna;)



CZŁOWIEK SIĘ ZASTANAWIA   NAD SWOIM ŻYCIEM;)



I co robi włóczkoholik?


Wyciąga resztki resztek 


gołą jak święta turecka poduszkę i dzierga zapamiętale...


tu 


kwiatek...







tam kwiatek ;)






























I ma poduszkowca podłużnego;)





Pozdrawiam serdecznie poświątecznie;)



Dominika