poniedziałek, 22 czerwca 2015

Post recyklingowy- z braku czasu smętny nad wyraz...




Dzisiejszy post dedykuję wszystkim, 

którzy tak jak ja nie mają już czasu zupełnie na nic....

Nie wspomnę już o tych co kasy także nie mają...

Rozważania moje niewesołe czas zacząć...

Rozpocznę od chwili refleksji nad sytuacją ekonomiczna kraju, nad Wisłą w którym żyć nam przyszło...oraz nikczemną obywateli...

W tym miejscu czas na minutę ciszy bo żal dupę ściska...

i nie ma nawet co powiedzieć...

Tu rozpoczyna się opowieść...

a podmiot liryczny...nosi wyraźne znamiona mojej osoby;)

Obywatel...pracuje uczciwie- na posadzie...pracuje i pracuje...dostaje za pracę wynagrodzenie...aczkolwiek wynagrodzenie nie jest powalające;) 

Obywatel posiada męża...także pracującego...oraz Dziatki niewielkie...generujące koszty;)

Obywatel budzi się pewnego poranka...zupełnie przypadkowo jest to poranek dzisiejszy- i stwierdza, ze życie w tym kraju strasznie smutne jest. 

A dlaczego jest smutne??? 

Bo jest biedne odpowiada sam sobie obywatel.

Nie jest on jakimś marudą specjalnym, co to musi mieć np. urlop zagraniczny full wypas, czy ciuch fajne...albo samochód młodszy niż "pełnoletni"...nie ...bynajmniej;)

Nie potrzebuje nawet jakiś fikuśnych nowinek technicznych jak druty Knitt Pro, albo jaki inny Clewer;)

Człowiek konstatuje, że cieszy się byle czym...tym, 

że dość jest młody, dość zdrowy i sprawny, dość kreatywny, żeby sobie tę szarą egzystencje ubarwić nieco...

Aczkolwiek...zaczyna zauważać...że recykling dóbr przebrzmiałych, dostosowywanie tego i owego do swoich zgoła niewielkich potrzeb zaczyna go męczyć...okrutnie.

Otacza się przedmiotami do recyklingu...do dekupażu...do przerobienia, zagospodarowania....

Dekupażuje...bo chce upiększyć otoczenie...gromadzi materiały na patchworki, stare dżiny na narzutę, swetry do sprucia, towary zdobyczne za małe pieniądze z SH...i zrzuty od dobrych ludzi...

Embargo włóczkowe przybiera postać dramatu w V aktach...Skowyczącego niemiłosiernie...

 

 

Dla zaspokojenia wyjących zmor...człowiek buszuje w SH..gdzie za 50 gr nabywa drogą kupna sweterki nadające się do sprucia...i pruje...w pyle i kurzu...obłażąc kłaczkami i resztkami wyprutych nitek...

 

 

Pierze , wygładza , odmechaca...bo człowiek jest istota pracowitą...nie marnuje czasu na pierdoły;)

 

 

Przerabia potem pracowicie- dżiny na kawałki zdatne do pozszywania, koszulki trykotowe w wąskie paski na bajeczny dywanik... sweterki w kłębki...ciągle coś...i coś...i jeszcze coś innego...

 

 

Radośnie z euforią...jaki to on jest bystry jak potrafi, jaki pracowity i chętny...no ekstraklasa!

I wszystko to jest nawet fajne, nawet przynosi satysfakcję...i nawet było by bardzo zabawne gdyby nie jeden mały szczegół...

Że jest tak...bo nie ma innego wyjścia. 

To jest jakaś masakra właśnie.

Sytuacja ta doprowadziła bohatera tej opowieści do takiego stanu, że człowiek już czasu na nic nie ma...zupełnie.

 

 

Żeby kupić coś fajnego...traci czas na poszukiwania- buszując za okazjami...

 

 

Traci czas na przemyślenia co i jak ten tego, żeby zrobić to i owo.

 

 

Zanim zrobi chustę...musi upolować sweter, spruć, uprać, wygładzić...zrobić zamiast iść do pasmanterii po 2 interesujące moteczki, miękkie, cudne i przyjemne w dotyku...i podziergać z przyjemnością...

 

 

Polować pół roku na interesujący kolor...lub rodzaj włóczki...

w SH...zadowolić się ilością zdobytą a nie wybraną...

 

 

Na wszystko musi czekać...zapracować własnymi rękami. Czy się tak da??? Oczywiście tylko to trwa kilka razy dłużej...owszem uczy cierpliwości, ale po co???

Wszystko wymaga myślenia, kombinowania, precyzyjnych obliczeń. 

I jeśli robimy to dlatego, że mamy taka fantazje- 

to świetnie...

gorzej, że wiele osób robi tak bo innego wyjścia nie ma.

 

Wszystko to zabiera czas...

Przysłowie mówi, że "czas to pieniądz"... a mnie się coraz bardziej wydaje , że "pieniądz to czas"...

Gdyby płaca za naszą pracę była...bardziej satysfakcjonująca pewnie bylibyśmy bardziej leniwi...

bardziej konsumpcyjnie nastawieni...

ale praca owszem uszlachetnia za to lenistwo uszczęśliwia;)

Więc doprawdy zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego.

 

 

W ferworze tej walki z czasem...i rożnymi brakami zaczynam tracić radość tworzenia dla samej radości.

Owszem jest radość, ze umiem, że potrafię zrobić coś z niczego...

ale chciała bym mieć tę radość z tworzenia czegoś ładnego z materiałów łatwo dostępnych, świetnych gatunkowo, zamówionych np. komfortowo z dostawą do domu;) 

Dowolnie skonfigurowanych i zaaranżowanych zgodnie z moja wyobraźnią...chęcią...i widzimisiem;)


Bez tego ciągłego chodzenia na ustępstwa i kompromisy z samą sobą...

Jakaś chandra mnie dopadła dziś podczas prucia sweterka z SH ...i jakieś takie smętne przemyślenia.
.

Bo czasem mam dość bycia oryginalną, ubrana niebanalnie i tą z "duszą artystyczną". 

Czasem bym chciała być zwykłym konsumentem z czasem dla siebie naprawdę dla siebie;)








<3

a tu kilka fot z mojej działalności....
















 Prucie sweterków....


















Dekupażowanie...
















Przerabianie tony różowości na koc;)




Pozdrawiam serdecznie...


Mniej już smętnie bo pruje się nieźle;)